sobota, 8 czerwca 2013

5. Sam jesteś pekińczyk!

- Z czego się śmiejecie?!
- Z tego, że taka mała osóbka wydaje nam rozkazy - odezwał się po angielsku jeden z siatkarzy.
- Ta mała osóbka to może was nieźle urządzić - krzyknęłam, przerzucając się na płynny angielski. - Więc jutro będziecie tu konać biegając przez trzy godziny, bez przerwy, bez wody i to nie jakimś tam truchtem! I gówno będzie Kowala obchodziło, że zdychacie mu na parkiecie - zaczęłam żywo gestykulować i kątem oka ujrzałam błysk flesza. - Dlaczego mnie fotografujesz? - zwróciłam się do siostry.
- Bo wygląda to trochę, jakby szczeniaczek pekińczyka wydzierał się na stado dobermanów - odezwał się spokojnie Piotrek.
- Dokładnie - potwierdziła Angela.
- Sam jesteś pekińczyk! - rzuciłam się na niego, a ten umknął w ostatniej chwili i zaczął uciekać.
Wszyscy przyglądali się nam z widocznym rozbawieniem. W końcu jednak Piotrek chyba stwierdził, że nie warto jest przede mną zwiewać i zatrzymał się, a ja wpadłam na niego z impetem i zaczęłam go okładać pięściami. Nie robiło to chyba na nim zbyt dużego wrażenia, bo tylko zaśmiał się i złapał mnie za nadgarstki.
- Już spokojnie. Przepraszam - odezwał się.
- Jesteś irytujący. Zresztą wszyscy jesteście irytujący! Ja nie wiem co te wszystkie fanki w was widzą i w tej cholernej siatkówce - wyrwałam dłonie z uścisku siatkarza.
- To może zagrasz z nami i się jakoś przekonasz - usłyszałam za sobą głos Ignaczaka.
- Pogięło cię? Ja jestem w tym tak dobra, jak Bartman w balecie.
- Swoją drogą ciekawe porównanie... Zibi w spódniczce... blee - skrzywił się. - Nie ma dyskusji. Wchodzisz na boisko i koniec. Powinnaś słuchać starszych.
- Jak ja nie mam się w co przebrać. A po drugie zginę na tym boisku marnie. Igła, ja nie umiem odbić piłki - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Masz na sobie leginsy, a koszulkę ci się jakoś skmini - spojrzałam na swoje nogi, przeklinając w myślach ranek, kiedy zdecydowałam się na tę część garderoby. - A po za tym nie może być aż tak źle...
- Uwierz, może.
- No przynajmniej chwilę. Poduczymy cię trochę. Bez dyskusji - podszedł do mnie i pociągnął za rękę w stronę szatni.
- Krzysiek, no! - wydzierałam się na niego, ale jego stalowy uścisk nie pozwolił mi się uwolnić i po chwili stałam już na środku szatni z ogromną koszulką w jednej ręce.
- Za pięć minut widzę cię przebraną - rzucił i wyszedł z pomieszczenia.
Chyba śnisz - prychnęłam, kiedy drzwi się zatrzasnęły  i usiadłam na ławce. Wyjęłam telefon i zaczęłam od niechcenia grać w Angry Birds. Po kilku minutach ktoś zapukał do drzwi.
- Nie ma mnie - krzyknęłam.
- Mogę wejść? - usłyszałam głos Piotrka.
- No jak już musisz.
- Przebrać się miałaś! - powiedział, kiedy wszedł do środka.
- Miałam, ale tego nie zrobiłam - wzruszyłam ramionami i nadal wpatrywałam się w ekran od telefonu.
- Bo?
- Bo nie lubię siatkówki.
- To polubisz. Przebieraj się, albo...
- Albo, co? - podniosłam wzrok i wbiłam w niego wyzywające spojrzenie.
- Albo... - podszedł do prysznica i chwycił za słuchawkę. - Albo zostaniesz oblana. Wybieraj - uśmiechnął się.
- Nie zrobisz tego - wstałam z ławki.
- Owszem, zrobię. No już, zmieniaj koszulkę.
- Tylko się na mnie nie gap - pogroziłam mu i odwróciłam się, by szybko ściągnąć bluzkę i założyć drugą o wiele na mnie za dużą. Rękawy sięgały mi do łokci.
- Swoją drogą w tej szatni mają o wiele lepsze prysznice - odezwał się Piotrek.
- Najwidoczniej na takie nie zasługujecie - odgryzłam się.
Siatkarz zacisnął usta w wąską kreskę, ale nie odezwał się. Odłożył słuchawkę na miejsce i odwrócił się.
- Okej. Idziemy.
- Yhym - westchnęłam, podreptałam za Piotrkiem i po chwili stałam już na środku boiska z Mikasą (tak, dowiedziałam się, że to nazwa tej piłeczki) w ręku.
- I co ja mam teraz robić? - zapytałam, przerzucając piłkę raz w jedną, raz w drugą rękę.
- Rozgrzewać się - odpowiedział Igła.
- Chcesz to ci mogę pomóc - Bartman znalazł się przy nas w mgnieniu oka.
- Chyba podziękuję - odparłam oschle.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami. - Pamiętaj, że jestem do Twojej dyspozycji - poruszał znacząco brwiami.
- Zbyszek, idź stąd - odezwał się Krzysiek, rzucając w Bartmana jedną z piłek.
Siatkarz mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i odszedł w drugą stronę.
- Stań na przeciwko mnie. Tak, dobrze. I teraz podaj do mnie tę piłkę. No odbij. Tak, dobrze. Tylko wyżej. No ale do mnie!
- Przepraszam - mruknęłam. - No ale to nie chce lecieć prosto.
- Postaraj się bardziej. To może odbiór. Złóż ręce. Tak, dobrze i teraz staraj się tym tutaj odbić piłkę. Skup się - Krzysiek nadal mnie instruował.
Ustał znowu na przeciwko i odbił piłkę, która walnęła mnie w głowę.
- Julka! Cofnij się, jak za daleko leci, przecież kurde przeciwnik nie będzie ci celował prosto w ręce!
- No, a dlaczego nie? - zapytałam głupio.
Igła spojrzał się na mnie, jak na idiotę i wywrócił oczami, po czym walnął się otwartą ręką w czoło.
- Jest gorzej niż myślałem.
- Mówiłam - wzruszyłam ramionami. - Mogę już się przebrać?
- Nie. Teraz zagramy mecz, a ty jesteś ze mną w drużynie.
- Krzysiek - jęknęłam.
- Julka.
- No dobra, ale jak coś, to wszystko przez ciebie - ostrzegłam.
Podzieliliśmy się na dwie drużyny. Mnie postawili na pozycji centralnego, czy jakoś tak.
- A co robi ten centralny? - zapytałam, kiedy wszyscy się już ustawili.
- Środkowy Julka, środkowy - siatkarze wybuchli niepohamowanym śmiechem, a ja zrobiłam naburmuszoną minę. - Centralny. Środkowy. Co za różnica? - prychnęłam.
Na sędziego wybraliśmy Angelikę, która miała jednocześnie możliwość robienia świetnych fotek z góry. Od samego początku szło mi beznadziejnie. W sumie, czemu się dziwić.
- Julka, to nie jest trudne! Postaraj się.
- Staram się! - krzyknęłam. - To głupie.
 Nie odbiłam nawet jednej piłki. Nie sorry, jedną odbiłam twarzą. Też się liczy? Krzysiek robił co mógł, żeby mnie ratować przed zagrywkami i atakami, ale pierwszy set przegraliśmy z 13 punktami na koncie. Na drugi już sama się poddałam i zeszłam z boiska. Usiadłam na ławce i wypiłam całą półlitrową butelkę wody. Następnie rozłożyłam się na całej długości krzesełek. Leżałam tak sobie, aż nie poczułam ostrego bólu ogarniającego całą moją twarz. Najprawdopodobniej właśnie dostałam w nią piłką.
- Co do cholery? - poderwałam się z miejsca. - Pojebało cię, Bartman?! - wrzasnęłam.
Pewnie każdemu innemu bym po prostu wybaczyła, ale nie jemu. Doprowadzał mnie już do szewskiej pasji.
- Mogę ci to wynagrodzić - po raz enty poruszał znacząco brwiami.
- W dupie mam te twoje wynagrodzenia! Jeb się do cholery. Chyba jasno daję ci do zrozumienia, że nie jestem kurwa tobą zainteresowana, więc nie możesz po prostu odpuścić?! Nie każda musi na ciebie lecieć. Wcale nie jesteś taki wspaniały, jak ci się wydaję, Bartman - warknęłam. - Daj se siana - zakończyłam, odwróciłam się, zarzucając włosy na plecy i skierowałam kroki w stronę wyjścia, zostawiając wmurowanego atakującego z szeroko otwartymi oczami. Ma za swoje, kobieciarz!
- Bartman, to ci dziewczyna nagadała - usłyszałam rozbawiony głos Ignaczaka i mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
Z Julką się nie wygrywa. Nigdy. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze, panie Bartman.

-------

No to kontynuujemy! Rozdział pisany szybko, bo chciałam jeszcze dzisiaj dodać. Wyszedł tak, jak wyszedł. Do was należy ocenienie mnie i tego, czy w ogóle mam się podejmować tej próby.

Za wszelkie błędy przepraszam i pozdrawiam :)

Edit: Trochę pomieszało mi się z numeracją rozdziałów, ale wszystko jest naprawione i Spis Treści edytowany. Za wszelkie niedogodności przepraszam xD